trwogi połączonej z upojeniem. Wątłą swą kibić w szarym staniku odrzuciła na tylną poręcz krzesła, ręce ku obronie wzniosła i cofając się, odwracając, rumieniąc, z chichotem, którym usiłowała pokryć zmieszanie swe i wzruszenie, bełkotała:
— Ależ, doprawdy, panie Kirło... co pan wygaduje?... jakże można? pan zawsze żartuje...
On jednak nie tylko wygadywał i żartował, ale brał się do czynu i czyniąc gest taki, jakby ramieniem swym kibić jej miał opasać, ogoloną twarz swą z wpółdobrodusznym, a wpółzłośliwym uśmiechem ku twarzy jej pochylał. Z chudych, bladych rąk swych tarczę sobie czyniąc, cała wtył odgięta, ale z dziwnie miodowym i upojonym wyrazem w oczach, wołała:
— Oj! oj! o mój Boże! Co pan wyrabia!
Pani Emilia z niezwykłą u niej żywością poruszyła się na szezlongu i wołać zaczęła:
— Panie Bolesławie! proszę Tereni nie dokuczać! Niech pan jej nie dręczy! ją dziś zęby bolą.
Kirło wyprostował się.
— Racja — wyrzekł z powagą — racja! Buziak kobiety, którą zęby bolą, pożądanym nie jest, chociażby człowiek... kiedy indziej sobie na niego i bardzo zęby zaostrzył. No, cóż mam robić? Widzę, że muszę ciekawość pań darmo już zaspokoić. Taki to los biednego człowieka na tym świecie! Żadnej za nic nagrody! Ale nie! — zawołał nagle i z komiczną desperacją zwracając się do pani domu — chyba pani choć w rączkę pocałować się pozwoli!
— Dobrze, dobrze — śmiejąc się i podając mu rękę wołała pani Emilia — tylko niech pan już mówi...
Rączkę sobie podaną, istotnie śliczną, położył na swej dużej, kościstej dłoni i z miną smakosza przyglądał się jej chwilę swymi błyszczącymi, świdrującymi oczkami.
— Śliczna! miła! malusia! malusienieczka rączka! — wy-
Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom I.djvu/034
Ta strona została uwierzytelniona.