Ta strona została uwierzytelniona.
wyjął jeden z listów pod ciężkim przyciskiem leżących i powoli, z uwagą, z częstymi przestankami czytać go zaczął. Był to list brata jego, Dominika, pisany ze stron bardzo dalekich i brzmiący, jak następuje:
- Kochany bracie! Jak mi nie żal ciebie, że tak męczysz się i gryziesz ze swoim gospodarstwem, ja winien ci powiedzieć słowa prawdy. Wy wszyscy nie umiecie dawać sobie rady. Czy człowiek grzybem jest, aby do jednego miejsca przyrastał i choć jemu tam nie idzie, gdzie indziej sobie szczęścia szukać nie chciał? Świat szeroki i można na nim znaleźć sobie wygodne miejsce, trzeba tylko mieć energię i trzeźwo patrzyć na rzeczy. Żebym ja wiedział, że ty trzeźwo już patrzysz na rzeczy, tobym postarał się wydobyć cię z tego nieznośnego położenia, w jakim wy wszyscy postawiliście siebie. Sprzedaj Korczyn, a ja dam tobie miejsce zarządzającego w jednych wielkich tutejszych majątkach. Jestem w bliskich stosunkach z jednym księciem, który teraz właśnie potrzebuje człowieka uczciwego i specjalnie wykształconego, aby majątkami jego zarządzał. Pięć tysięcy rubli rocznej pensji, utrzymanie dla ciebie i całej twojej familii, mieszkanie w pałacu, pojazd i sześć koni na rozkazy. Strona tu przy tym bogata i różne spekulacje robić można, kto ma pieniądze: drzewem handlować, czy winokurnię założyć, czy podrady brać. Ale to już trzeba umieć robić, i nie wiem, czy ty potrafisz, bo mnie dotąd tylko na służbie doskonale idzie, a spekulacje udają się nie bardzo. Zawsze lepiej by ci było z taką pensją i czystym kapitałem, który by tobie z Korczyna został, niż teraz. Ja wiem, że tobie to wbić w głowę nie będzie łatwo; ja pamiętam, jak i mnie smutno było po swojej stronie i jak ja męczył się, póki sobie tych różnych głupstw z głowy nie wybił. Ale na szerokim świecie