i czas jakiś przepędzić w uroczej Szwajcarii, zdrowie jej i humor uległyby niezawodnie bardzo szczęśliwym zmianom.
Jednak zdrowie jej i humor wydawały się dziś doskonałymi, i patrząc na jej z lekka zarumienione policzki, promieniejące oczy i pąsowe usta, nikt by nie odgadł męczarni, które przez kilka dni poprzednich przebywała. Już przyjazd dzieci na wakacje, mieszając w zwykły tryb jej życia trochę ruchu i gwaru, stał się dla niej przyczyną wzmożonego bicia serca i paru bezsennych nocy. Wobec mającego wkrótce nastąpić w domu jej zebrania śmiertelnie lękała się na ten dzień właśnie dostać migreny, chrypki, newralgii, żołądkowej niedyspozycji, czegokolwiek słowem takiego, co by jej fatygę przyjmowania gości uniemożebniło. Z tą obawą przebywała dnie i budziła się nocami biorąc zdwojone dozy bromu, laurowych kropel i magnezji, płucząc gardło roztworem różnych soli i kor, smarując maściami zagrożone bólem miejsca. Trwało to aż do dzisiejszego ranka, w którym przy bardzo starannym i długim ubieraniu się przypomniała sobie dawne, lepsze czasy i zapragnęła znowu być choć przez dzień jeden taką, jak niegdyś, niegdyś... Wyszła do salonu dziwnie wzmocniona i podniecona, z żywością ruchów, których wczoraj jeszcze nikt by się w niej ani domyślił, z tym samym rozpromienieniem oczu i uśmiechu, z jakim teraz zwróciła się ku dwom sąsiadkom, które zapytywały ją o jej słabe i tak bardzo, bardzo delikatne jej zdrowie.
Za otwartymi na oścież szklannymi drzwiami stała wysoka ściana zieloności, w której klony, wiązy, lipy i jawory w nierozwikłany chaos mieszając potężne swe gałęzie zdawały się tłumnie tłoczyć i następować na siebie. Gęste sploty dzikiego wina tworząc grube kolumny i przezroczyste festony ocieniały obszerny i kilku wschodami z ogrodem rozdzielony ganek, na który gospodarz domu wyprowadził starszych sąsiadów swych i krewnych częstując ich tam cygarami. W jednym z rogów salonu, przy otwartym fortepianie, Różyc, młody
Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom I.djvu/092
Ta strona została uwierzytelniona.