owszem, spod spuszczonych powiek wzrok jej podniósł się na niego ciekawie i przyjaźnie. Znowu okrągłe i rumiane jego policzki w ogniu stanęły. Odwrócił twarz, zawahał się, chrząknął i dokończył:
— Panienka i wiedzieć o tym nie może, że ja na panienkę czasem patrzę, i różne myśli przychodzą mnie do głowy. Słonko małego ptaszka nie widzi, jednakowoż on śpiewać zaczyna, kiedy ono wzejdzie, i nikt jemu tego zabronić nie może, bo choć on w niskim krzaku mieszka, ale swoje śpiewanie i swoją wolność ma!
Znowu, pomimo woli może, podniósł głowę, oczy błysnęły mu dumą czy zapałem i u końca wyoranej bruzdy pług zatrzymując raźnie zawołał:
— Co tam! Ja panience powiem, że nie trzeba nadmiar troskać się i smęcić. Są na świecie złe ludzie, są i dobre. Pod czas smętno bywa, a pod czas może być i wesoło. Najgorsza to jest rzecz, kiedy człowiek nic nie robi, a tylko o swoich biedach myśli!...
— To prawda — uśmiechnęła się Justyna — ale jeżeli kto na świecie nic do robienia nie ma?...
— To nie może być... — zaczął i nie mógł dokończyć, bo z niejaką trudnością zawracał pług, aby poprzeczną bruzdą odgraniczyć zaoraną rolę od kwitnącego grochu. Jakkolwiek utrzymywał, że wyoranie morga ziemi było dla niego tym samym prawie, co przechadzka, jednak zatrzymując pług u początku drogi owies przerzynającej ocierał sobie pot, który bujną rosą wystąpił mu na czoło.
Justyna pogładziła konopiastą, gęstą i wypieszczoną grzywę kasztanka.
— Ładne i zgrabne koniki — zauważyła.
— Silne i bardzo głaskliwe — widocznie pochwałą jej uradowany odpowiedział — głos mój znają, do ręki idą... Wszelakie zwierzę — dodał — ugłaskać można, byle jemu lubienie i dobre staranie okazać. Dla mnie zaś nic w gospo-
Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom I.djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.