mał. W mgnieniu oka przy stryju znalazł się i za ramię go pochwycił.
— Stryjaszku! żeby stryjaszek wiedział, jakie mnie dziś szczęście spotkało...
Ręce jego drżały, głos dygotał — w palcach ściskał kapotę starego, który z rąk grabie wypuścił.
— A toż co? Kto tam w sadzie?
Żółty pies minąwszy pług i konie ze szczekaniem wpadł do ogrodu.
— Mucyk! — rzucając stryja wołał za nim Janek — pójdź tu, Mucyk!...
— Daj pokój Mucyku! Kto to taki? Pani jakaś? czego ona...
Z dłoni sobie daszek nad oczami robił i w głąb ogrodu patrząc usiłował rozpoznać rysy kobiety, dokoła której zwijał się poszczekując uspokojony już Mucyk.
Jan stryja za rękę chwycił.
— Z Korczyna... panna Justyna. Stryj wie... ta, co to ja stryju zawsze opowiadałem... Niech stryj idzie i przywita się...
Ze zdziwieniem i prawie przerażeniem przygarbiony człowiek cofnął się ku domowi.
— A toż co? — zawołał — z Korczyna... na co? po co? dla jakiej przyczyny?...
— Bardzo jej upodobało się u nas, przyszła spocząć... niechże stryj idzie...
Ale stary plecami przyparł się do ściany domu.
— Na co mnie? nie pójdę... kiedy ją przywiodłeś, to idźże do niej sam...
— Kiedy mnie konie odprząc i nakarmić trzeba! — gwałtownie szeptał Jan i za obie już ręce opierającego się pociągał. — Stryjku, stryjaszku, mój mileńki! mój rodzony! proszęż iść... prędko... ona w gościnę do nas przyszła... proszę iść...
— Wariat ty, Janek, czy co? Ze wszystkim jak u wariata oczy błyszczą... czego ty mnie tam ciągniesz?... sam idź!
Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom I.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.