kła i cienka jej kibić była tak do młodej brzózki podobna, drobna schylona twarz miała tyle łagodnego wdzięku, a w oczach, które na chwilę oderwała od ziemi, błysnęła taka dziecinna ciekawość, z taką dziecinną bojaźliwością złączona, że Justyna ruchem zupełnie instynktowym za rękę ją pochwyciła, na ławie przy sobie posadziła i objąwszy w białe, ciemnymi włosami zarzucone czoło pocałowała. Daleko ognistszy rumieniec niż ten, który oblał twarz jego siostry, wytrysnął na czoło i policzki Jana. Uszy jego nawet stanęły w ogniu. Stojąc pod sapieżanką, o pień jej plecami wsparty, spojrzał na niebo, na szczyty drzew, dokoła siebie i ręką przetarł czoło i oczy. Coś znać w tej chwili wezbrało w tej szerokiej i silnej piersi, a przed oczami iskry sypiącymi świat może zakręcił się wirem. Justyna patrząc na wiotką i zaledwie dorosłą dziewczynkę przypomniała sobie to koromysło i te dwa ciężkie wiadra z wodą, które przed chwilą na plecach jej widziała.
— Czy to nie ciężko wodę nosić... na tak wysoką górę? — z cicha zapytała.
— Żeby nie! — kręcąc w palcach brzeg fartucha odszepnęła Antolka.
— Krwawa u nas woda — wtrącił Anzelm — z góry po nią iść trzeba i nieść ją pod górę.
— Toteż, zimową porą osobliwie, częściej ja wody przyniosę niźli ona — jakby usprawiedliwiając się rzekł Jan.
— Częściej on przyniesie niźli ja — podnosząc głowę i na brata patrząc potwierdziła siostra. — Ale — dodała prędko i z wzrastającym zawstydzeniem — ja takoż mogę... czemu nie! Już ja w tym roku drugie lato żąć będę...
Justyna zamyśliła się — o czym? Może przed jej pamięcią stanęła kobieta wątła także i delikatna, którą dziś widziała wysuwającą i cofającą drobne nóżki z niewymowną trwogą uczuwaną przed zejściem z kilku wschodów.
— Żaden człowiek sił swoich nie zna, dopóki ich w po-
Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom I.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.