Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom I.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

a śród pola na gładkich łąkach hasały stada obłaskawionych koni, pasły się trzody krów ryżych i białych owiec. Na dwóch pagórkach dwa wietrzne młyny łopotały swymi wielkimi skrzydłami, lipowe gaje rozlegały się od bączenia nieprzeliczonych rojów pszczelnych, a w olszynach i brzoźniakach na wszystkich gałęziach wisiały wielkie jak czapki gniazda gawronie. Sto domów, przedzielonych ogrodami, sznurem wyciągało się wpodłuż rzeki, a z ich kominów, by z kościelnych kadzielnic, sto złotnych dymów podnosiło się prosto do nieba. Na jabłoniach i śliwach liścia widać nie było za czerwonością i liliowością owocu, po zielonych trawach suszył się len i bieliły się sztuki płócien, w chatach krośna stukały i huczały terlice, przed domami na gałęziach i płotach wysychały ufarbowane przędziwa wełny, a na dachach po stronach do słońca wystawionych dojrzewały żółte, ogromne dynie. Ptastwo domowe, ziemne i wodne, grzebało się w piasku lub z hałasem leciało nad rzekę, od której powracający rybacy wychodzili zza góry niosąc po kilku siecie i niewody z rzucającymi się w nich rybami. Co do rzeki, tej w dole płynącej król z oddali zobaczyć nie mógł, ale rozpoznał, gdzie ona płynęła po wysokiej, piaszczystej ścianie, nad którą stał bór, przez nikogo nie ruszany... ten sam!
Tu opowiadający wskazał palcem pas boru rozciągnięty nad złotawym trójkątem Niemna. Zająknął się i głos mu zadrżał.
— Te... te... ten sam! — powtórzył.
— Tymczasem — mówił dalej — król jechał naprzód, oglądając się wokół i wesoło dziwiąc się wszystkiemu, co tu obaczył. Młody był podonczas i tylko co na tron swój wstąpił. Koń był pod nim arabski, ognisty, z rzędem kapiącym od złota i drogich kamieni. Nad czołem królewskim świeciło na kołpaku brylantowe pióro, a drogie purpury i gronostaje spadały z królewskich ramion aż prawie po końskie pętlice. Wokół niego i za nim jechali hetmany, senatory i insze panowie,