Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom I.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

a każden z koni, które pod sobą mieli, piękniejszy był od drugiego, a od kolorów ich szat i drogocenności siodeł aż ćmiło się w oczach. Za nimi jechali także sokolniki na dłoniach trzymając zakapturzone sokoły, pieściwe pazie z różami na licach, hardonosa służba i bystrookie strzelce. A łowczowie złotne trąby wciąż do ust swych przykładali i rozgłośnym graniem rozgłaszali królewskie przybycie szerokiej równinie, długiemu Niemnu i aż zaniemeńskim głębokościom boru... Jako też ze stu domów i ze stu ogrodów, z pola, z łąk, z rzeki pozbiegali się wszyscy ludzie patrząc na niewidziane rzeczy i nie lękając się prawie, tylko podziwiając i oczekując: co z tego będzie? A król ich zapytuje:
— „Czy żywie jeszcze rodziciel was wszystkich?“
— „Żywie i w zdrowiu przebywa“ — odpowiedział najstarszy syn Jana i Cecylii, który przed króla wystąpił, sam zmarszczkami cały poorany i siwy jak gołąb.
— „A rodzicielka czy żywie?“ — pyta znów król.
— „Żywie i w zdrowiu przebywa“.
Król podonczas rzekł:
— „Rad bym na nich pojrzał!“
Wedle królewskiego żądania wnet stać się musiało. Z najpiękniejszego domu synowie i córki, wnuki i prawnuczki wyprowadzili parę rodzicielów. Więcej niźli stuletnie te starce szli same przez się, niczyjej pomocy nie potrzebując, w śnieżystych płótnianych sukniach, by dwa białe gołębie, jedno przy drugim. On opierał się na toporze w długim kiju oprawionym; ona zsiwiałe włosy po pas rozpuściwszy głaskała biegnącą przy niej sarenkę. Kiedy już wobec króla stanęli, wszyscy zdumieli się, bo król kołpak swój zdjąwszy z głowy powiał nim przed starcami tak nisko, że aż z brylantowego pióra sypnęły się gwiazdy.
— „Kto ty, starcze? — zapytał Jana — odkąd przyszedłeś? jak zowiesz się i z jakiej kondycji pochodzisz?“