Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom I.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.

ski już ród fundował. Ale najwięcej i tak jak prawie wszyscy, siedzieliśmy w swoich zaciszkach własnymi rękami od matki naszej powszechnej chleb dobywając. Szmaty ziemi, by Chrystusowe szaty, rozdzielały się wciąż pomiędzy nami, a pod czas, zrządzeniem boskim albo niedobrym charakterem ludzkim, wcale przepadały. Jednakowoż po większej części trwaliśmy przy swoich gnieździech większych czy mniejszych i dotrwaliśmy do tej pory. Teraz szlachectwo przeddziadów zdjęte z nas zostało; chłopami nazywamy się i jesteśmy... Ale o to bynajmniej. Wszyscy my kołki jednego płota i stworzenia czasowe. Bieda jedynie, że ubóstwo nasze rośnie i duszne zamroki ogarniają nas coraz większe...
Trząsł głową.
— Nikt prawie nie da wiary, że i tę historię fundatorów naszych w całej okolicy umie może trzech, może czterech ludzi. Umie ją stary Jakub, ale on już jest tak jak prawie nie żyjący; umiem ja, umiał kiedyś Fabian, umie może ten młody Michał, co tam stał wystrojony, z wąsami do góry. Insze o takie rzeczy nie dbają i w biedzie, w zasępie pamięci o nich mieć nie mogą... Chłopami być czy panami, to za jedno; ale w bydło obrócić się, to smętnie i tęskno...
Widać było, że zgarbił się znowu i że głowa jego z wielką czapką oderwawszy się od kamiennego złomu pochyliła się nisko. Powolnym, zamyślonym szeptem dokończył:
— Szczęście wywyższa, szczęście poniża, wszystko na świecie czasowe i przemijające... każda rzecz by woda przepływa, by liść na drzewie żółknie i gnije...
Z obalonego pnia drzewa powstała kobieta i szybko zbliżywszy się ku zasmuconemu, pochylona, usta swe przyłożyła do szorstkiego rękawa jego kapoty.
— Dziękuję! — wymówiła gorącym szeptem.
On cofnął ramię, w tył się uchylił i przez chwilę w milczeniu na nią poglądał. Potem jąkając się, ze zdumieniem wymówił: