Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom II.djvu/026

Ta strona została uwierzytelniona.

a ponieważ, choć późno, do rozumu przyszedłeś, zrozumiałeś, coś zmarnotrawił i stracił!
Śmiał się.
— Nie masz pojęcia, kuzynko, jak lubię z tobą rozmawiać. Zupełnie rozumne rzeczy wypowiadasz w taki sposób...
Zamyślili się oboje. Kobieta znowu roztargnioną stawać się zaczęła. Dość długa już rozmowa o przedmiotach obcych codziennym jej zajęciom zmęczyła ją nieco. Przypomniała też sobie swoje dzisiejsze roboty i interesy, myślała: czy też chleb posadzono już do pieca i czy kupcy na wełnę nie zniecierpliwili się czasem i nie odjechali? Wstała z kanapy, a zupełnie jednocześnie z nią podniosła się z ziemi siedząca dotąd u jej kolan mała Bronia.
— Każę zaraz podać herbatę...
Różyc z żywym poruszeniem upewnił, że herbaty nigdy prawie nie pija. Popatrzała na niego trochę przenikliwie, a trochę ze zmieszaniem. Po chwili jednak śmiało rzekła:
— Mówisz nieprawdę. Herbatę lubisz i pijasz jej wiele... wiem o tym od męża. Ale raz już spróbowałeś naszej i wiesz, że nie jest tak wyborną, jak ta, do której przywykłeś...
Różyca prawdomówność jej widocznie bawiła i ujmowała.
— Moja wina! — zawołał — złapałaś mię na kłamstwie. Wszelkiej rzeczy niesmacznej lękam się jak ognia...
— Trzeba było powiedzieć tak od razu. Po co kłamać? I bez tego już pewno nakłamałeś w życiu jak ostatni faryzeusz. Przyniosę ci więc konfitur, bo o konfiturach moich nie będziesz mógł powiedzieć, że są niesmaczne. Nauczyłam się kiedyś przyrządzać je od Marty Korczyńskiej... Niewiele ich zwykle smażę, ale lepszych pewno i w swoim Wiedniu nie jadłeś!
Prędko wyszła z pokoju, a razem z nią, tuż przy jej tołubku, podreptała Bronia w ręce klaszcząc i wołając:
— Konfiturzki będą! konfiturzki! i ja, mamo, chcę konfiturzek!