Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom II.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.

zawodnie rację, naj-zu-peł-niej-szą ra-cję. Korczyński jednemu tylko z tych punktów rację przyznawał: winien był siostrze kilkanaście tysięcy i oddać je, skoro tego stanowczo żądano, było jego bardzo naturalnym i prostym obowiązkiem. O sprzedaży lasu myśleć będzie i z kapitalistą zaznajomi się. Prawdopodobnie drugiego środka użyje raczej niż pierwszego, chociaż jakim sposobem z tej lichwy wylezie, gdy raz w nią wlezie, sam nie wie i nie rozumie. Szwagier utrzymuje, że racjonalniej byłoby las sprzedać; może i jest w tym słuszność, ale są znowu względy, które...
Umilkł i zamyślił się najmłodszy z trzech niegdyś braci Korczyńskich, tak zamyślił się, że przypuścić było można, iż na chwilę o szwagrze i ciężkim kłopocie swym całkiem zapomniał. Po chwili twarz swą do samej prawie twarzy Darzeckiego przysuwając, jak tylko mógł najciszej, szepnął:
— Szwagier może pamięta, że tam jest... to... tamto... mogiła...
— Jaka mogiła? — zadziwił się Darzecki.
— Andrzeja... i to.... tamto... tego... tych, którzy z nim razem...
Po chwili dokończył:
— Wszystko to przeszło, i wiadoma rzecz, że nawet wspominać o tym nie trzeba. Ale wie szwagier, czasem, kiedy na to... tamto... spojrzę i przypomnę sobie, zdaje mi się, że to kościół...
Teraz Darzecki milczał chwilę, przypomniał sobie także, i oczy, których blade źrenice zmąciły się trochę i zamigotały, wzniósł ku sufitowi. Potem z westchnieniem zaczął:
— Sentymentalność... tak, jest to, kochany szwagrze, sen-ty-men-tal-ność, której, na nieszczęście, każdy z nas mniej albo więcej ulega, a która już nam tyle złego narobiła...
— Pewno, pewno! tyle złego! — głośno przerwał Benedykt i z przekonaniem, prawie z zapałem dokończył: — Szwagier ma pod tym względem rację, najzupełniejszą rację!