Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom II.djvu/066

Ta strona została uwierzytelniona.

właśnie dlatego czuję się w prawie sądzić tych, których sposób myślenia, życie, wszystko, znajduje się w przeciwieństwie absolutnym ze wszystkimi ideałami młodego, lepszego, mojego świata!
O rzeczach takich, jak ideały, lepsze światy itp., Benedykt od tak już dawna nie myślał, nie mówił i nie słyszał, że i teraz ominęły one organy jego słuchu żadnego na nich nie czyniąc wrażenia. Głęboko w zamian dziwiło go i oburzało to, co syn jego powiedział o Darzeckim i o nim samym. Szwagra przywykł lubić i szanować nie pytając wcale, za co lubi go i szanuje; był wdzięcznym mu istotnie za wieloletnie nieupominanie się o wypłacenie długu; na koniec, obejście się Darzeckiego, jego wykwintność, koligacje, sam nawet sposób mówienia imponowały mu nieco bez własnej o tym jego wiedzy. Wszystko to było przyczyną, dla której wobec słów syna czuł przede wszystkim zdziwienie. Był przecież i rozgniewanym.
— Raczysz więc mieć mi za złe — zaczął — że byłem uprzejmym dla człowieka, który uszczęśliwia moją siostrę i mnie wyświadczał dotąd ważną przysługę?
— Nie uprzejmym, ojcze — z cicha poprawił Witold — ale nadskakującym, pokornym!
— Głupiś! — rzucił Benedykt, którego jednak posępne źrenice zmąciły się przy słowach syna i na chwilę utkwiły w ziemi — alboż ty znasz życie i jego konieczności? Zapewne, może z Darzeckim obchodzę się trochę... trochę inaczej niż z innymi, ależ on prawie los nas wszystkich w rękach swoich trzyma... Zresztą szanuję go istotnie...
— Za co? — bystro w same oczy ojca patrząc zapytał Witold.
Było to pytanie, którego Benedykt sam sobie nie zadał był nigdy i które dlatego właśnie sprawiło mu wielką przykrość.
— Jak to za co? co za co? jakie za co? Choćby za to, że jest dobrym mężem i ojcem i interesy swoje dobrze prowadzi!