była pewną, że nikt nade mnie goręcej szczęścia życzyć pani i szczerszym jej przyjacielem być nie może...
Mówił to ze wzruszeniem, które małe, świecące jego oczka wilgotnymi uczyniły. Justyna lekceważąco ramionami wzruszyła. Powagę, uszanowanie, powinszowania i oświadczenia brała ona za nową formę drwin wesołego sąsiada.
— Zapewne mam wujence oznajmić przyjazd pana? — obojętnie zapytała.
— Jeżeli łaska, jeżeli łaska! — prawie pokornie poprosił Kirło.
Pani Emilia słuchała była muzyki Orzelskiego nieruchomo na pościeli wyciągnięta, z zamkniętymi powiekami, spod których czasem na blade jej policzki spływała łza. Teresa, bezsennością i krzątaniem się około chorej znużona, siedząc na krześle, co chwilę usypiała i z gwałtownymi ruchami głowy budziła się w trwodze, czy nie drzemała za długo; Leonia zaś w kątku pokoju przy szczupłym świetle dochodzącym tu zza spuszczonej sztory zawzięcie wyszywała na kanwie pantofle dla Marty. Od czasu do czasu szeroko poziewała albo z wyrazem znudzenia i niezadowolenia wydymała bledziutkie wargi. Oznajmienie o przybyciu Kirły wywołało w tym dusznym i przyciemnionym pokoju ruch niespodziewany. Pani Emilia dość raźnie i z uśmiechem, który od razu zmęczoną twarz jej odświeżył, usiadła na łóżku i oświadczyła, że czuje się znacznie lepiej, ubierze się i do buduaru swego wyjdzie. Teresa z radości nad polepszeniem się jej zdrowia w ręce ją całowała, chichotała, od łóżka do toalety i na powrót biegała przynosząc mnóstwo przedmiotów do ubierania się potrzebnych. Przy tym i sama rzucała w lustro spojrzenia to przelotne, to dłuższe.
Kirło samotnie w salonie przesiedział prawie godzinę, którą pani Emilia w asystencji Teresy i panny służącej spędziła przed zwierciadłem swej toalety otwierając i zamykając pudełka i flakony, a w pracy tej czasem tylko dla odpo-
Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom II.djvu/075
Ta strona została uwierzytelniona.