Marty i Justyny, gdzie usłyszaną nowinę z niezmiernie żywymi gestami i błyszczącymi oczami opowiadała.
W kilka minut potem w tym samym pokoju Teresa leżała na jednym ze znajdujących się tam łóżek, z wykrzywioną na głowie kokardą, spłakana i tak do poduszek przytulona, jak chore dziecko tuli się do piersi matki lub piastunki. Skoczne walczyki i dziękczynne modlitwy dalekimi już od niej były. Od czasu do czasu cicho i jękliwie wymawiała:
— Co ja złego jej zrobiłam, że pozwala ona tak żartować ze mnie!
A potem z żałosnym westchnieniem:
— Ja ją tak kocham, a ona dla mnie nie ma żadnej sympatii!...
Zaczęła znowu płakać i śród łkań mówiła jeszcze:
— I jakiż to zresztą sens tak żartować ze mnie? Gdybym już była taką starą i straszną... Dwadzieścia dziewięć lat mam, dlaczegóżbym więc uwierzyć nie mogła, że się komuś podobałam!
Po chwilowym uspokojeniu się jęknęła znowu:
— Ja ją tak kocham, tak kocham, a ona żartuje ze mnie! O Boże, jak mię głowa boli!
Wtem zerwała się i na łóżku usiadła.
— O mój Boże! — krzyknęła — wszakże to ja jej lekarstwa nie dałam! Która godzina, Justynko? Pewno już pora minęła, a ona zagawędziła się i nie wzięła. Ten pan Kirło taki przyjemny... jak zagawędzi się z nim, pewno o lekarstwie zapomni... Która godzina, Justynko? Trzeba biedaczce dać tej mikstury, bo jeszcze znowu duszenie schwyci... A ja i zapomniałam, o Boże!
Drżącymi rękami, żółtsza niż kiedy i od płaczu zaczerwieniona, warkocz i kokardę na głowie poprawiała i machinalnie już osuwała brzeg stanika, aby białą i kształtną szyję lepiej odsłonić. Potem za bolącą głowę chwytając się, na zapomnienie się swoje wyrzekając, nad chorą, o której zapom-
Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom II.djvu/081
Ta strona została uwierzytelniona.