oślepia — z łuną rumieńca przepływającą po czole jej i policzkach zaśmiała się Justyna.
Można by myśleć, że twarz Jana od jej śmiechu sposępniała.
— Pani żartuje — opuszczając ręce rzekł ciszej.
— Bo to on prawdę mówi — wmieszała się stara podnosząc się znów znad zboża i obok syna stając. — Tydzień już dziś, jak do niego przyszłam, i ciągle patrzę, jaki to zasęp na niego padł. Taki pochmurny zrobił się, że podczas przez całą godzinę gęby ani razu nie otworzy. Wszystko robi, co trzeba, owszem, ale smętliwie... ani pożartuje, ani zaśpiewa... a jak spytam się: „Co tobie takiego, Janku?“ — to mówi: „Bo to mnie, mamo, ciemno robi się w oczach...“
— Co tam o tym gadać, mamo! — z niezadowoleniem przerwał Jan — chodźmy lepiej do roboty.
Łokciem czyniąc ruch taki, jakby odtrącić go chciała, z nogi na nogę przestępując, głową kręcąc, filuternie oczami błyskając, tajemniczo szeptać zaczęła:
— Owszem. Ja wiem, skąd ten zasęp na niego przyszedł i dla jakiej przyczyny ciemno mu robi się przed oczami. Bo to trzydzieści lat ma i bez kochania żyje. Żenić się czas...
— Co tam o takich rzeczach gadać! — z żywością tym razem i gniewnym błyskiem oczu przerwał Jan.
— Owszem, czemu nie gadać? — żywo poruszając rękami i głową zagadała stara. — Bo to, widzi panienka, z Jadwiśką Domuntówną tak jak prawie od dzieciństwa lubili się... stryj tego tylko czeka, żeby pobłogosławić... i jej dziadunio pobłogosławi...
— Chodźmy do roboty, mamo! — wykrzyknął prawie chłopak.
— Owszem, dziewczyna jak raz dla niego para... pracowita, poczciwa, śliczna... i aktorka... Bo to całe gospodarstwo na nią po dziaduniu spadnie, a mówią, że może i z pięć tysięcy rubli warte...
Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom II.djvu/096
Ta strona została uwierzytelniona.