Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom II.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

o pszenicy, której zbieranie w poniedziałek zaczynać trzeba, bo tak już dojrzała, że wnet wysypywać się zacznie.
— Bo to panienka — gadała dalej — pewno już do nas drugi raz nie przyjdzie takie grubiaństwo dziś obaczywszy. Nadmiar panienka przelękła się i już nawet uciekać chciała... cha, cha, cha!
Istotnie, hałaśliwy spór w polu wybuchający strwożył był Justynę tak bardzo, że sierp z ręki upuściła. Oprócz trwogi doznała może jeszcze i innych przykrych uczuć. Niesmak odmalował się był na jej pąsowych ustach, brwi ściągnęła, i zdawać się mogło, że wzgardliwie na ten kłócący się i do bójki zrywający się motłoch ramionami wzruszywszy śpiesznie i zaraz odejdzie. Ale było to tylko mgnienie oka, po którym coś w sobie widocznie zwyciężała i nad czymś myślała. Z chciwą ciekawością patrzała na Jana, gdy usiłował rozbrajać walczących, i słuchała gniewnych jego wyrzutów Fabianowi i synom jego uczynionych. Teraz zupełnie spokojna, z twarzą od ciągłego pochylania się rozognioną, złożyła na ziemi garść użętego zboża i prostując się odpowiedziała:
— Alboż to tutaj tylko zdarzają się rzeczy niedobre i smutne? Wszędzie są takie, i daleko jeszcze gorsze, a jedyna różnica — w formie!
W słowach tych wypowiedziała myśl, która przed kwadransem zwyciężyła w niej przestrach i niesmak i od ucieczki stąd ją powstrzymała. Wypowiedziała ją po prostu, łagodnie, z lekkim wzruszeniem ramion głębokie przekonanie objawiającym.
— Z daleka patrząc — z mimowolnym na Korczyn spojrzeniem dodała — można wyobrażać sobie, że tam, wyżej, nic złego ani brzydkiego nie ma, ale z bliska... jeżeli nie jedno, to drugie, i może jeszcze gorsze... jedyna różnica w formie!
Starzyńska w grube i pokaleczone, ale kształtne, suche ręce klasnęła i zawołała:
— Bo to panienka prawdę mówi. Owszem. Wszędzie znaj-