tę różową szramę, tak jakby oczu od niej oderwać nie mógł, z cicha mówił:
— Bo to, widzi pani, już ja dziś z twarzy stryja widzę, że go jutro chandra schwyci. A kiedy go już ta pochmurność napadnie, to za nic z domu nie wyjdzie, nie je, nie pije i z nikim gadać nie chce. Tak czasem przeżyje dzień jeden, a czasem dwa i trzy dni... My podtenczas z Antolką na palcach chodzim i cicho gadamy, tak jakby umarły w domu leżał... Taka już u niego duszna choroba jakaś!
W tej chwili Anzelm niezwykle śpiesznym krokiem Witolda wyprzedzając zbliżył się do jednego z otwartych okien domu.
— Ja panu zaraz te książki pokażę — mówił — zaraz po... po... po... każę!
Wąska ławka nie broniła wcale przystępu do okna; owszem, Witod przyklęknął na niej i do wnętrza zajrzawszy jednym spojrzeniem ogarnął dość szczególnie wyglądającą izdebkę. Był to tak zwany przeciwek, dlatego tę nazwę noszący, że sień go rozdzielała z obszerną świetlicą. Malutka to była izdebka, więcej długa niż szeroka, z niskim, belkowanym sufitem i chropowatymi, skąpo pobielanymi ścianami. Drewniany tapczan z siennikiem, poduszką i na domowych krosnach wytkaną kołdrą, prosty stół pod oknem, zielona skrzynia, zapewne z odzieżą, i jedno stare krzesło z drewnianą tylną poręczą stanowiły wszystkie sprzęty znajdujące się w tej izdebce. Nad łóżkiem wisiały trzy spore obrazy: najwyżej, prawie pod sufitem, Ostrobramska Maria w ramach złoconym i dość jeszcze błyszczącym papierem oklejonych; niżej, prawie nad samą pościelą, dwa szare, w drewnianej oprawie, wizerunki siedzących na koniu rycerzy. Zza ramy świętego obrazu wychylał się pęk palm święconych; na szare wizerunki opadała na ćwieczku zawieszona mała korona cierniowa. U okna, na stole, stał niewielki dzban z wodą i stała przy nim dnem do góry przewrócona szklanka, a dalej, przy sa-
Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom II.djvu/126
Ta strona została uwierzytelniona.