zdrowie i siła aż biją od pani i zdaje się, choć wiadra z wodą na plecy zarzucić, toby podniosła pewno...
Zaśmiała się i odpowiedziała, że najpewniej wiadra z wodą dźwigać by zdołała, skoro je dźwiga Antolka, dziecko jeszcze prawie i o połowę od niej szczuplejsza.
Ale on, choć nie pojmował możności takiego życia, za winę go jej nie poczytywał. Tak już urodziła się, i tak już ludzie i zwyczaje zrządzili, że stała się jak nietoperz, ni to myszą przy samej ziemi biegającą, ni to ptakiem kołyszącym się pod obłokami. Dawno domyślał się, że nie była ona szczęśliwą; od ludzi to i owo o niej słyszał. Co słyszał? nie powiedział tego wyraźnie, ale raz ręką gniewny gest uczynił i pomimo woli wybuchnął:
— Ot! nie przyrodził się do ojca swego ten pan Zygmunt Korczyński!...
Urwał, zmieszał się strwożony, czy jej nie obraził, i z odwróconą od niej twarzą nieśmiało wytłumaczył, że ludziom gąb pozatykać nie można... gadali, a on dziwił się i przez ciekawość przypatrywać się jej zaczął, ile tylko razy zdarzyło się mu ją widzieć. A zdarzało się czasem. Ona go nie widziała, lecz on ją widywał, to w kościele, to znowu kiedy z panną Martą albo z gośćmi na spacer szła. Popatrzył tedy na nią raz i drugi przez ciekawość, a potem wiecznie już patrzeć by żądał i ilekroć zobaczył, serce dzwonem w nim uderzało. Czyż on wie, dlaczego tak było? Może i nikt na świecie nie doszedł jeszcze i nie wytłumaczył, co w jednym człowieku dla drugiego taką przyjaźń wznieca, że gdybyś i widłami od siebie ją odpychał, powraca. Zdaje mu się jednak, że pierwszą przyczyną jego dla niej przyjaźni było to, że smętek i ubolenie w niej rozpoznał. Twarz człowieka zdradza to, co się w sercu kryje. Nieraz myślał sobie, że Pan Bóg dał jej tyle piękności i wysoko ją postawił, a szczęścia nie dał. A ile razy o tym pomyślał, jakby roztopiony łój do serca mu kapał, taką boleść w nim uczuwał i taką łza-
Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom II.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.