Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom II.djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.

co ja tobie naopowiadałam! Może zła koleżanka ze mnie? Teraz możesz spokojnie położyć się i o panowaniu marzyć. Nie rozumiem tylko, słowo honoru, dlaczego dziś w domu nie siedziałaś i na królewicza nie czekałaś? Papcio cały dzień sam grał, a nad wieczór zachciało mu się z akompaniamentem pograć... Jakiegoś nowego nokturna czy diabła nauczył się i ciebie nauczyć chciał... Po całym domu córeczki szukał, a córeczka jak w wodę wpadła. Gdzie ty przepadałaś? Pewno sama jedna jak mara nie włóczysz się po polach i lasach! Nim królewicza do reszty złapiesz, pasterza sobie jakiegoś wynalazłaś. No, przemówże choć słowo! Czy oniemiałaś? Ja do niej gadam i gadam, wszystkie nowiny, które ją interesować mogą, opowiedziałam, od gadania aż ochrypłam, a ona nic powiedzieć mnie nie chce... skryta, harda... niedobra dziewczyna... słowo honoru, niedobra! Uf!
Łatwo odgadnąć było można, że pragnęła, aby ta, do której przemawiała tak długo, odpłaciła jej wzajemnym opowiedzeniem czegoś, co ją zajmowało, zaciekawiało gorąco, namiętnie. Namiętnym blaskiem gorzały teraz w półcieniu jej czarne oczy; ręce spod kołdry wydobyła i czyniła nimi niespokojne, prawie gwałtowne ruchy. W głosie, jakim ostatnie wyrazy swe wymówiła, brzmiał żal do towarzyszki uczuwany.
— Skryta, harda, niedobra! — powtórzyła.
Zakaszlała, umilkła i z oczami w sufit wlepionymi nieruchomo znowu leżała.
Justyna z warkoczem już splecionym i z tyłu głowy zwiniętym, w białym, luźnym kaftanie, bosa, do łóżka jej podeszła i przy nim uklękła. Rękę jej dużą, kościstą w swoje ręce biorąc, blisko ku niej schylona, cicho zapytała:
— Ciotko, dlaczego ty żoną jego zostać nie chciałaś?
— A? co? — wzdrygnęła się stara panna i całym swym ciężkim ciałem ku pytającej się zwróciła.
— Co? dlaczego ja... jego żoną... — głośnym i trochę świszczącym szeptem mówić zaczęła — jego?... czyją? czy ty