kim mieściło się prawdy, a ile przesady, trudno zgadnąć; najpewniej przesady było niemało, ale i prawdy wiele. Siedzące przy stole korczyńskim osoby niektóre z opowiadanych szczegółów już znały; innych słuchały z rozmaitymi wyrazami twarzy. Z wyjątkiem przecież Benedykta, który schylał się jeszcze nad talerzem, i Witolda, który wciąż blady i smutny powiek prawie nie podnosił, wszystkie spojrzenia nieustannie zwracały się na Justynę. Kirło spostrzegłszy, że ku karafce rękę ona wyciąga z pośpieszną, lecz i pełną uszanowania galanterią do szklanki jej wody nalał, po czym o wartości i piękności Wołowszczyzny mówić zaczął:
— Pałacyk szyk! zaniedbany teraz, co prawda, ale gdyby go odrestaurować, urządzić... byłaby rezydencja pańska, rozkoszna...
Końce palców swoich pocałował, a Orzelski, który niegdyś przez Wołowszczyznę przejeżdżał i pałacyk widział, ustami pełnymi omletu cmoknął.
— Caca pałacyk... caca!
Palcem w powietrzu wykręcać zaczął.
— Wieżyczki, balkony, wykrętasy... tylko że z drogi patrząc zdaje się, że zaraz to... runie!
— Nie runie. Pałacyk nie runie: wyrestauruje się, odświeży, urządzi, gdy tylko właściciel tego zechce... a zechce wtedy, gdy zrobi projekt ożenienia się. Ale co grunt, to że Wołowszczyzna posiada osiem folwarków ze śliczną glebą, a w tych folwarkach, jak u Pana Boga w śpiżarni, wszystkiego pełno: lasy, stawy, ogrody, pachty, młyny, dwie gorzelnie, dawniej fabryka czegoś tam była i przynosiła dużo, a choć upadła, znowu powstać może i dużo przynosić. Wszystko tam, co prawda, podupadło i zrujnowało się, ale podniesionym i wyrestaurowanym być może, gdy tylko Teofilek zechce, a zechce najpewniej wtedy, kiedy się ożeni; żoneczka rozumna i energiczna do gospodarstwa go zachęci i pieszczotami, rozumkiem, taktem swawolnego ptaszka w gniazdku zatrzyma...
Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom III.djvu/065
Ta strona została uwierzytelniona.