Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom III.djvu/071

Ta strona została uwierzytelniona.

wie odrosła, a już nudzi się! Czy nie zaczynasz już i na nerwy chorować, moja ty... przyszła Buszmanko!...
Dziewczynka skarżyła się dalej:
— A pewno! Głowa mię boli często! Wiesz, Widziu, wolę już być na pensji, bo tam choć rozmaitości więcej... Całe moje szczęście, że dla cioci Marty pantofle wyszyłam...
Tu niedokrwistość zdradzająca żółtawa jej twarzyczka rozjaśniła się uśmiechem prawdziwie dziecinnej radości.
— Śliczne pantofle! — zawołała. — Jutro je cioci oddam! To dopiero będzie rada! rada!
Klasnęła w dłonie, podskoczyła, brata wpół objęła i znowu żałosnym głosem prosić zaczęła:
— Weź mnie, Widziu, na te wesele... potańczyć chce się... Zofia mówi, że tam wesoło będzie... taką ładną suknię już sobie przygotowuje!
Witold zamyślił się.
— Mamy o pozwolenie poprosić trzeba...
— Poproś... — błagał podlotek.
— Czemuż sama nie chcesz?...
Dziewczynka ruchem przestrachu ręce splotła.
— Lękam się... nie mogę... jeszcze się zmartwi i zachoruje... Mama zawsze choruje, jak tylko co się jej nie podoba... Tobie łatwiej... ty rozumniejszy...
W godzinę potem Marta z trzaskiem otwierając drzwi do pokoju swego wpadła i zobaczywszy znajdującą się tam Justynę wołać zaczęła:
— Awantury! Słowo honoru, arabskie awantury! Na wesele iść z nimi! Przymila się, obejmuje, całuje, prosi... „Idź, ciotko, z nami do Bohatyrowiczów na wesele... idź, idź!“ I śmiech, i złość! co ten chłopiec wymyślił sobie? Stare kości po weselach ciągać! Wieczny śmiech! a co ja na tym weselu robić będę? na co ja tam potrzebna! Pfuj, zgiń, maro, przepadnij! A to przyczepski z tego Widzia! Uf! nie mogę!...
Jak uragan, od łóżka do szafy, to znów od szafy do łóżka