Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom III.djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.

z których młody człowiek czerpał tematy do opowiadania ojcu o różnych nowych pracach na szerokim świecie w dziedzinie agronomii dokonywanych.
— Do diabła! — zawołał Benedykt — kiedy teraz pomyślę, że i ja kiedyś tyle książek czytałem i mądrości zjadałem, oddziwić się temu nie mogę. Teraz, panie, tak odwykłem, że jak tylko co drukowanego do ręki wezmę, zaraz zadrzemię!...
I na przywieziony ze szkoły synowski księgozbiór — wcale nieduży — tak wystraszonymi, prawie przerażonymi oczami patrzał, że Witold zrazu parsknął wesołym śmiechem, a potem zaraz coś jakby litość, czy rozrzewnienie wzrok mu napełniło. Wziął rękę ojca i do ust ją przycisnął. Benedykt namyślał się nad czymś przez chwilę.
— Widziu — niepewnym trochę głosem wymówił — mam do ciebie prośbę!
— Ty, ojcze, do mnie? prośbę? Rozkazuj tylko...
Istotnie, widać było po nim, że gotów był w tej chwili rzucić się w ogień lub na skraj świata skoczyć.
Długi wąs na palec motając i wzrokiem mijając twarz syna Benedykt mówi zaczął:
— Za trzy tygodnie wyjedziesz z Korczyna... trzeba przecież, abyś wizytę pożegnalną ciotce oddał. Otóż, wiesz dobrze, jaki mam kłopot z tym długiem Darzeckich... Gdybyś do nich pojechał, o przedłużenie mi terminu lub rozłożenie wypłaty na lat kilka ciotki poprosił, przymilił się do niej, zjednał ją sobie... Same córki tylko mając ona za synami braci przepada, a Zygmuś, kiedy siedział za granicą, ciągnął z niej, ile sam chciał... Możeby więc i dla ciebie teraz tę łaskę zrobiła... Wprawdzie Darzecki sam interesami rządzi, ale ona ma nad nim wpływ wielki, i przy tym to człowiek próżny, który za jeden niski ukłon, za jedno pocałowanie ręki, wiele uczynić może... Cóż? zrobisz to dla mnie, Widziu?
Ciężka chmura okryła rozjaśnioną przed chwilą twarz