korytarzyku oblały go fale muzyki Orzelskiego; otworzył drzwi prowadzące do pokoju, w którym, gdy był dzieckiem i dorastającym młodzieńcem, bywał dość często. Zamieszkiwała go wtedy Marta; teraz wiedział dobrze, że znaleźć tam może Justynę.
Istotnie, na widok wchodzącego młoda panna podniosła się u otwartego okna, i robota, którą w ręku trzymała — jakaś biała chustka z wyhaftowaną już jedną literą — z rąk jej na stół upadła. Trochę zbladła, potem zarumieniła się gwałtownie i zaledwie końcami palców dotykając dłoni, którą ze wzrokiem natarczywie w nią utkwionym wyciągnął ku niej przybyły, stłumionym nieco głosem zapytała:
— Czemu przypisać mam, kuzynie, odwiedziny twoje... w moim pokoju?
Zamiast odpowiedzi wpatrzył się w nią jeszcze uparciej i z żartobliwą pieszczotliwością wymówił:
— Niegościnna! siadać mię nawet nie prosi!
— Owszem, usiądź, kuzynie, proszę!
Posunęła ku niemu krzesło i sama na uprzednim miejscu swoim usiadła, obojętna z pozoru, ale ze ściągniętymi trochę brwiami i migocącym w dalekiej głębi oczu zatrwożeniem. Usiadł tak, że końcem stopy obutej w cielisty kamasz i błyszczący trzewik prawie dotykał jej sukni. W otwarte okno spojrzał.
— Dość malowniczy widoczek... — zaczął.
— Znasz go od dawna, kuzynie — obojętnie i z oczami na robotę spuszczonymi zauważyła. Obok znajdującej się już na chustce litery jednej zaczynała właśnie haftować drugą.
— Przez co mam rozumieć — podjął Zygmunt — że nie potrzebuję wcale przyglądać się mu przez okno twego pokoju. Uprzejmą jesteś, kuzynko! Zresztą, masz w części słuszność. Nie posiadam sztuki zachwycania się widokami rodzinnej natury, może dlatego, że silne wrażenia wywierać na mnie może to tylko, co jest nowym, oryginalnym, niespodzianym...
Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom III.djvu/098
Ta strona została uwierzytelniona.