Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom III.djvu/099

Ta strona została uwierzytelniona.

Jakże można porównać taki, choćby, jak ten ładny widoczek ze wspaniałymi, zachwycającymi scenami natury...
Tu z wielkim istotnie wdziękiem słowa, wytwornie i malowniczo mówić zaczął o Renie, Dunaju, Alpach, szwajcarskich jeziorach, Adriatyckim Morzu... Może po części myślał o podbiciu ucha słuchaczki, bo głosowi swemu nadawał miękkie, muzykalne modulacje, ale widać też było, że wszystko, o czym mówił, budziło w nim kiedyś szczere zachwycenie, a teraz tęsknotę. Mówiąc nieustannie patrzał na pochyloną nad robotą głowę Justyny. Wzrok jego przesuwał się po jej kruczym, lśniącym warkoczu, po czystych liniach śniadego czoła, po spuszczonych i frędzlą czarnych rzęs otoczonych powiekach, aż utkwił w pąsowych, pełnych, zupełnie w tej chwili spokojnych ustach i spłynął z nich na kibić, której świeże i silne kształty rysowały się pod ciemnym stanikiem, a piersią poruszał oddech powolny i głęboki. Mowa jego stawała się też powolniejszą; kilka razy zająknął się, ręką dotknął czoła, aż nagle w połowie zdania opowiadanie przerywając z rumieńcami wytryskującymi mu na blade policzki ciszej przemówił:
— Spodziewam się, że nie myślisz, kuzynko, abym tu przyszedł w celu opowiadania ci o lądach i wodach tego świata...
Nie zmieniając postawy oczy na niego podniosła:
— Gdy tu wchodziłeś, zapytywałam cię właśnie, kuzynie, o przyczynę...
— Przyczyna taka. Chciałem cię zapytać: czy to prawda, że pan Różyc stara się o ciebie i czy... ewentualnie... masz zamiar poślubić tego już teraz wszechstronnie chudego milionera?
Mówił spiesznie i głos jego był trochę świszczący. Ona ręce z robotą na kolana opuściła i głowę podniosła.
— Jeżeli zechcesz powiedzieć mi, kuzynie, jakim pra-