Ta strona została uwierzytelniona.
jej tylko, że z mglistych obsłon wydobyte, przejrzyste jego ramię na mgnienie oka wyciągnęło się nad jej głową.
— Bez ojca wzrósł — szeptała — bez ojca... bez ciebie!
Lecz na krwawym obłoku żeglująca kropla fioletu zbliżała się, rosła, wydłużała i powoli, rys po rysie, zasłaniała to oblicze blade, ciche, aż do końca zapatrzone, niby w promień ideału lub w wieczną chociaż daleką nadzieję, w wąski, daleki rąbek błękitu.