Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom III.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

i górnie myślący, jakimi byli jego ojciec i stryj... Przyszła jednak chwila, w której Jan wzrokiem ku uliczce pomiędzy zasiekami rzuciwszy oczami błysnął, pomiędzy ławą a ścianą przecisnął się, w przyćmionej jej głębi się znalazł i nad głową Justyny nieśmiało, z cicha mówił:
— Pani zapytuje dla jakiej przyczyny ja markotny jestem i nie tańczę? Przed panią jedną to wypowiem, że podczas takie wątpliwości mnie oblegają, że ni to żywy, ni to umarły chodzę i na dnie Niemna prawie wolałbym leżeć, niż z takimi wątpliwościami żyć...
Justyna cichych tych słów słuchała z pochyloną głową, i jak najprostsza wiejska dziewczyna ze zbożowej ściany, do której się przycisnęła, długie słomy i kruche źdźbła uschłych ziół wywlekała. Czuła, że głowę jej płomieniem ogarnia wzrok uporczywy i namiętny, i słyszała szept cichszy jeszcze niż przedtem:
— Cudnie te jarzębiny czarne włoski pani ubierają... i sukienka ta sama, która była podtenczas, jak spólnie jeździliśmy na Mogiłę...
Chwilę milczał, a potem poprosił:
— Żebym ja mógł jedną gałązkę tej jarzębiny dostać... zdaje się, że już i przez to szczęśliwy byłbym!
Szybkim ruchem pąsowe grono od białego stanika odpięła i podając mu je głowę podniosła. Kilka sekund patrzali na siebie, oboje spłonieni i prawie drżący... Potem on gestem namiętnej radości włosy z czoła odrzuciwszy gałązkę jarzębiny u guzika siermiężki umieścił.
Wtem u wrót gumna zrobił się ruch niezwykły: rozstępowano się tam przed kimś, kogoś witano. Muzyka grać przestała; Kazimierz Jaśmont w posuwistych poskokach ku wrotom pobiegł; za nim skoczyli Domuntowie i kilka dziewcząt pośpieszyło. Na salę tańców weszła Domuntówna, ale Domuntówna w metamorfozie. Kto ją przedtem bosą, rozczochraną i kulawego konia pędzącą widział, z trudnością teraz pozna-