Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom III.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niechaj do tańca grają, już się nogi zwijają! Krakowiaka, Zaniewscy!
Zaniewscy po półgodzinnym odpoczynku na całe gumno zahuczeli raźnym krakowiakiem, ale tańczyć go nie zaraz zaczęto, bo nie wszyscy taniec ten umieli, więc pary dobierały się z niejaką trudnością. Na koniec dobrało się ich dwanaście, z pierwszym drużbantem na czele, który wolałby z Domuntówną, ale przez uszanowanie dla zwyczaju i osoby z pierwszą drużką przodem wybiegł, a wszyscy za nimi w poskokach biegli, głośne hołupce wybijając i zgrabnie, gibko wyginając się w strony obie.
Justyna niczym szczególnym nie wyróżniała się z grona tancerek. Nie była piękniejszą od kruczowłosej Osipowiczówny ani od Antolki i Siemaszczanek zgrabniejszą, ale miała w tańcu większą od tamtych powagę i grację. Więc lekko na ramieniu tancerza zwieszona, z półuśmiechem na pąsowych ustach, jak łabędź płynęła przodem korowodu, a widzowie dokoła stojący i siedzący patrząc na nią głowami kiwali i szeptali, że z tak piękną panną miło by było tańczyć aż do końca świata. Ale najuporczywiej i coraz ogniściej znad rzędu kornetów i czepków ścigał ją wzrokiem Janek, coraz rozkoszniej uśmiechać się zaczynał i niecierpliwą stopą parę razy o tok uderzył, aż do kieszeni siermiężki sięgnął, bawełniane rękawiczki pośpiesznie na ręce włożył i przez obsiadujące ławę niewiasty przeskoczył. Na ławie powstał krzyk i pisk; łokciem jego, a uchowaj Boże! i nogą może zaczepiony czepek Giecołdowej na ucho jej się zsunął, co dzierżawczynię bardzo rozgniewało, a u jej sąsiadek wywołało głośne współubolewania i tajemne śmiechy. Ale on na zostawiane za sobą miny i gniewy wcale się nie oglądając parze tańcowi przodującej drogę zabiegł, rozgłośnie w dłonie uderzył i na całe gumno zawołał:
— Klaskanego!
Wszyscy wiedzieli, co to oznacza, więc tancerze natych-