Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom III.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.

mnie wyhodowali, nijakiej krzywdy nigdy nie uczynili, a przeciwnie, zawsze od nich dobroci i przyjaźni doświadczałam... Co oni zechcą, tego i ja zechcę; jak każą, tak ja postąpię...
— Dobrze! owszem! jaż Antolki nie namawiam, aby przeciwko stryja i brata sępem stawała... Ale już chciałbym raz się dowiedzieć, już raz chciałbym tą pewność mieć, że Antolka sama jest za mną...
I jeszcze ciszej pytał:
— Czy Antolka czuje kiedy, że miłość w serduszku mruczy i spać, jak potrzeba, nie daje mój obraz przed oczami stawiąc?
Nie wiadomo, jaką była odpowiedź, ale zapewne pomyślną, bo szept męski śmielszym stał się i nalegającym.
— Gołąbek nawet samiczkę w dzióbek bodzie kochanie jej chcąc pokazać! Czyż mnie tyle nawet nie wolno, co gołębiowi? Jak cudzemu mnie przy Antolce siedzieć wonno, ale głodno!
Pod świrnem zaś świeciła biała suknia, a obok niej wysmukły młodzieniec z cicha przemawiał:
— Tak, moja droga Maryniu, wyjadę stąd pełen szczęścia, że cię znalazłem taką, o jakiej marzyłem: prostą, skromną, pracującą, zdolną zrozumieć i kochać te zadania, które kobieta oświecona i szlachetna dziś pełnić powinna...
— Kiedyż ja, Widziu, tak mało oświeconą jestem, tak mało jeszcze wiem i umiem...
— Prawda, że wiele jeszcze uczyć się musisz, ale nie tylko z książek... od życia i od ludzi także, i najwięcej... Ludzi kochaj, ludzi badaj, z ludźmi żyj...
— A jak pojedziesz, czy napiszesz kiedy do mnie? Czy kiedy przyślesz mi jaką książkę?
— Będę pisał, będę ci książki przysyłał, i ani przez jeden dzień nie zapomnę o tobie, moja ty najmilsza i najlepsza. A gdy już na zawsze wrócę i w Korczynie zamieszkam, wtedy już nigdy rozstawać się nie będziemy, ale zawsze razem dla