nego. Właśnie tym starszym ludziom, pomiędzy którymi znajdował się ekonom z Osowiec Jaśmont i dzierżawca Giecołd, historię z dwunastego roku o zmarłym u rodzicielskiego płotu oficerze Franusiu opowiadał, gdy wnuczka ku niemu przypadła i na rękach prawie ze stołka go podniosła.
— Chodźmy do chaty, dziaduniu, chodźmy do swojej chaty! — mówiła. — Dość już my tu pobyli i nabawili się... czas nam we dwoje sobie ostać...
Objęła go ramieniem, tuliła do siebie i sama do niego się przytulając w zeschłą rękę go całowała, a drogą ku swojej zagrodzie wiodła.
— Chodźmy, dziaduńku, chodźmy do własnej chaty! Rozbiorę dziaduńka, do łóżeczka położę... do spania zakołyszę... mój mileńki, jedynieńki, stareńki dziaduńku!
Im więcej od Fabianowej zagrody oddalała się, tym więcej nad drepczącym w objęciu jej starcem kwiliła, a łzy jak paciorki z oczu jej na jego kapotę i głowę padały.
W zielonej zaś uliczce jedni tylko Obuchowicze z niezadowoleniem jeszcze pomrukiwali pięknej sposobności powojowania żałując. Jeden z nich nawet przed jednym z Siemaszków się zwierzał, że przeszłej nocy śniło mu się, jakoby gruszki z drzewa rwał, z czego też pewność czerpał, że na tym weselu guzy będą... tymczasem widać, że już na niczym wszystko zejdzie. W zamian, zgodę lubiący, jakkolwiek hardowąsi Łozowiccy, a także stateczni Strzałkowscy sobie i inszym pokojowego zakończenia sprawy bardzo winszowali utrzymując, że chamy tylko byle o co za łby się ciągają, w dobrej zaś kompanii hałasy takie, a broń Boże, bitwy wcale są nieprzystojne. Zresztą, zaszła okoliczność, która od świeżego zdarzenia uwagę powszechną zupełnie już odwróciła. Z podwórka na uliczkę wybiegł w wielkim pędzie Julek ze sobą skaczącego i radośnie skomlącego Sargasa mając i na cały głos wołając:
— Na Niemen! na Niemen! wszystkich państwa proszę na Niemen, bo już czajki i czółna przygotowałem... po całej
Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom III.djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.