przed tobą wygadałem. Nie wiesz i bodajbyś nie dowiedział się nigdy, co to jest długie lata cierpieć z zaciśniętymi zębami i nie mieć na świecie jednej żywej duszy, przed którą człowiek mógłby śmiało, ufnie, wszystko, co ma w sobie, pokazać, pociechy, rady, a czasem prawie i ratunku wezwać. Może i to przyczyniło się wiele do mego ściemnienia i zdziczenia, żem takiej duszy przy sobie nie miał. Marzyłem nieraz, że ty mi tym wszystkim będziesz, a kiedy tego lata zdawało mi się, że i te marzenia, jak wszystkie inne, diabli wezmą, nachodziła mię taka rozpacz, żem nie tylko już Andrzejowi, ale wszystkim pomarłym grobów ich zazdrościł...
— Ale teraz wiesz już, ojcze, co nas dzieliło! — zawołał Witold. — I w przywiązanie moje dla ciebie wierzyć musisz...
Zawahał się nagle, zmieszał się, posmutniał znowu.
— Jednak, mój ojcze — zaczął — jednak powiedz mi, co myślisz... zamierzasz... z tymi ludźmi...
Więcej niż cokolwiek innego zapytanie to przekonywać mogło, że istotnie w tym młodzieńcu pewne uczucia i myśli jak krew krążyły, jak pulsa tętniały, część a może i samą podstawę życia jego stanowiąc. W najuroczystszej nawet chwili, w najgłębszym dla innego przedmiotu rozrzewnieniu ich zapomnieć i pozbyć się nie mógł. Benedykt długo na niego popatrzył. Uśmiech zadowolenia pod długim wąsem mu błądził.
— Uparty jesteś — zaczął — widzę dobrze, że śmiejąc się i płacząc, śpiąc i jedząc zawsze o swoim myśleć i przy swoim stać będziesz! Moja natura! I mnie to stanie przy swoim kością w gardle nieraz zasiadało, a jednak i niebieskie rozkosze wzruszyć by mię zeń nie zdołały! Nasza, Korczyńskich natura!
Zamyślił się, w przeszłość patrzał.
— Niegdyś postanowiliśmy byli wszyscy karczmy nasze pozamykać, aby chłopów do pijaństwa nie kusić. Wielu to uczyniło. Darzecki nie chciał. Andrzej różnił się z nim o to długo, ale potem przestał, i myśleliśmy, że za wygraną dał,
Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom III.djvu/208
Ta strona została uwierzytelniona.