kie, lecz czyste głosiki małych Siemaszczanek, wzbił się smętną, przewlekłą nutą:
Jeszcze nie będę siadała,
Jeszczem ojcu swemu nie dziękowała.
Dziękuję ci, miły ojcze,
Żem u ciebie chodziła w złocie,
Teraz nie będę!
Mężczyźni huknęli znowu tą samą co pierwej rozkazującą strofą. Dziewczęta zaś odpowiedziały:
Jeszcze nie będę siadała,
Jeszczem swej matce nie dziękowała.
Dziękuję ci, moja matko,
Żem żyła przy tobie gładko,
Teraz nie będę!
Po trzecim rozkazie siadania odpowiedź brzmiała:
Jeszcze nie będę siadała,
Jeszczem swemu bratu nie dziękowała.
Dziękuję ci, drogi bracie,
Że mieszkałam w jednej chacie,
Teraz nie będę!
Tu rozwarły się ze stukiem drzwi od sieni i panna młoda wysoki próg przeskakując spod czarnej wełnianej sukni białą pończoszką błysnęła. Zapłakana, zakłopotana, wśród śpiewających na nikogo nie spojrzawszy przebiegła, między śliwowe drzewa wpadła i płótno kużelne wąskimi pasami u brzegu gaju rozesłane z trawy ściągać zaczęła. Ściągała, zwijała, śpiesząc się bardzo, aż na koniec z jednym zwojem niedobielonego płótna pod ramieniem, a dwoma w ramionach z powrotem ku domowi biec zaczęła. Wszyscy z niejakiem zdziwieniem na nią patrzali. Kazimierz Jaśmont palcami pstryknął.
— Szyk gospodynia! I na weselnych godach o kużelu nie zapomniała!
Stojący za nim Michał Bohatyrowicz wąsa w górę podkręcając zaśmiał się: