Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom III.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.

Ujęty i wzruszany, z zapałem odpowiedział:
— Ja także dla panny Jadwigi, jeżeli tylko zechce, na zawsze szczerym przyjacielem pozostanę, a mam nadzieję, że i pannę Jadwigę szczęście na tym świecie nie ominie...
— Spodziewam się — odszepnęła — spodziewam się, że i mnie Bóg nie opuści...
— A wprędce też może i dozgonnego przyjaciela, takiego, który panny Jadwigi wart będzie, ześle...
Łza stoczyła się po rozognionym jej policzku i na wiszące u szyi końce żałobnej wstążeczki spadła, ale z głową spokojnie i trochę dumnie podniesioną Jadwiga powtórzyła:
— Spodziewam się, spodziewam się, że tego dostąpię. Kiedy już takie przeznaczenie kobiety, żeby jak tyka sama w świecie nie tkwiła, to i mnie go nie ominąć...
— Tedy i ja z gruntu serca pannie Jadwidze wszystkiego dobrego życzę, a proszę, żeby do mnie nijakiego gniewu nie miała...
— A ja pana Jana o dobre wspominanie proszę...
— A jakże! całe życie przyjacielem pani ostanę...
Rękę do niego wyciągnęła, on z uszanowaniem ją pocałował.
— Do chaty mi pora — rzekła — parobek żyto na nasienie młóci, jeszcze źle wymłóci, i dziadunio niedomaga!
Zwolna odwróciła się i zwolna, w czarnej swej sukni, wyprostowana i silna, w grubym warkoczu jak w wieńcu brunatnej pszenicy na głowie, w głąb okolicy ścieżkami odeszła.
Jana jakby przypomnienie jakie w serce uderzyło, tak wstrząsnął się cały i tak szybko ku zagrodzie swojej prawie biec zaczął. Przed rozmową swą z Domuntówną widział Justynę ze stryjem jego w bramie ich zagrody rozmawiającą. Ale gdzież teraz była? Może już odeszła? Może widziała, że on tak długo z Domuntówną rozmawia, i Bóg wie co sobie myśli! Zdyszany i niespokojny przebiegł ogród i wpadł na