Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom III.djvu/226

Ta strona została uwierzytelniona.

Leoni się zwrócił i z palcem uroczyście podniesionym cicho zapytał:
— A panna Justyna śpi?
Dziewczynka odpowiedziała, że Justysi dziś jeszcze nie widziała, ale zapewne od dawna już ona nie śpi, szyje może albo ubiera się do zejścia na dół.
— Niechże nic ciężkiego na siebie nie kładzie — szepnął gość — aby jej lekko było pod sufit skakać...
Leonia szeroko oczy otworzyła.
— Dlaczegóż to Justysia skakać dziś ma aż pod sufit?
— Z radości, panno Leoniu, z radości! — uśmiechał się Kirło. — Zobaczy panna Leonia, jaka to radość dziś tu panować będzie, a potem... weselisko nastąpi... weselisko!
Zatarł ręce i dziewczynkę do najwyższego stopnia zaciekawioną poprosił, aby go matce swojej oznajmiła. Pani Emilia zaledwie przed kwadransem obudzona piła w łóżku kakao, lecz dowiedziawszy się o przybyciu miłego sąsiada prosić go do buduaru kazała, a sama pośpiesznie i ze staraniem w biały, długi, bufami i koronkami okryty negliż przyoblekać się zaczęła. Kirło z kapeluszem w spuszczonym ręku, z wydętym przodem koszuli, z tryumfującą postawą i tajemniczym wyrazem twarzy przez salon przechodził.
Na koniec podjechała pod ganek bryczka, prosta, trzęsąca bryczka, przez parę fornalskich koni ciągnięta, z parobkiem w siermiędze na kozłach, znaczną ilością istot różnej płci i wieku napełniona. Napełniali ją: kobieta z głową i twarzą białym muślinem owiniętą, podrastająca dziewczynka w słomianym kapeluszu, dwaj chłopcy w szkolnych bluzach i śniade, czarnowłose, czteroletnie dziecko. Benedykt i Witold przez okno poznawszy Kirłową na spotkanie jej wybiegli. W sieni woalkę z głowy odwijając i gromadkę swą ukazując Kirłowa, bardzo zmieszana, mówiła:
— Przepraszam, bardzo przepraszam, że z taką gromadą przyjeżdżam, ale u Teofila dwa dni bawiliśmy wszyscy i stam-