Wkrótce ogień zapłonął na kominie i oświetlił izbę. Sypiąc kartofle do garnka, Pietrusia żartobliwie przekomarzała się z dziećmi, a babka aż zanosiła się od śmiechu.
W pół godziny potem wrócił do domu kowal. Dzieci ku niemu się rzuciły. Michałek jedno po drugiem na ręce brał, jak piórka wysoko nad głową swą podnosił i, pocałowawszy, stawiał znowu na ziemi.
Siadając na ławie, zawołał:
— Zuzulu, zmachałem się przy robocie, mało mi ręce nie poodpadają. Jeść chcę.
— W mig będzie wieczerza — wesoło odparła kobieta i postawiła na stole lampkę z wysokim kominkiem oraz misę dymiących kartofli; bochen chleba i nóż mężowi podała, a potem z sieni przyniosła jeszcze dzieżę z kwaśnem mlekiem.
Wkrótce po wieczerzy dzieci zasnęły. Ślepa babka, nakarmiona także, zabierała się do rozciągnięcia swoich starych kości, kiedy Pietrusia, myjąc miski i łyżki, odezwała się nagle:
— A! ja wam nie mówiłam jeszcze, co mi się dziś przytrafiło. — I ze śmiechem opowiedziała mężowi i babce, jakto ona nadeszła na ogień, rozłożony pod krzyżem. Kowal śmiał się także serdecznie, ale babka widocznie pomarkotniała.
— To niedobrze, oj, to niedobrze, żeś ty pierwsza na ten ogień przyszła! Czemuś ty pierwsza przyszła, kiedy wiadomo, że na taki ogień zawsze czarownice przychodzą?
— Czy ja wiem, czemu? — wymówiła młoda kobieta zcicha.
— Ot — ozwał się kowal — szła, to i przyszła. Szkoda gęby na to marnować.
Ale babka dalej mówiła:
— Teraz już źli ludzie spokojności ci nie dadzą. Teraz już pewno za czarownicę cię ogłoszą... Kiedy ja z ma-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Czarownica.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.