leńką Pietrusią na ręku w świat poszłam, zaszłam raz do jednej wioski, w której żył staruszek, co o nim ludzie mówili, że ma może więcej, niż sto lat. Teraz i kosteczki się jego rozsypały w grobie i dusza przed Panem Bogiem stanęła, ale co on gadał, teraz mi jakby żywe przed ślepemi oczyma stoi.
— „Była we wsi ludnej i bogatej dziewczyna taka piękna, że dziwili się jej wszyscy ludzie. Parobki młode to już szaleli za nią, a i panicze do niej przychodzili i mówili: — Choć spojrzyj na mnie, Marcysiu, choć raz mi rączkę swoją podaj! — Ale Marcysia nikogo nie chciała, ani chłopa, ani pana. Milsze jej było ziółko w lesie, niż chłop na dobrej roli albo panicz we dworze. Do lasu idzie bywało i siedzi tam dzień cały, a czasem to i dwa, trzy dni; a jak wróci, potajemnie zioła warzy, a potem już ludziom te zioła do picia daje od bólów, i od kolek, i od nudności, i od zgryzoty, i od wszelkiego ucisku, jaki tylko jest.
Na nieszczęście Marcysi, polubił ją jeden dworak, pisarz czy coś takiego. A ona z niego żartowała sobie tak, jak i ze wszystkich. On długo cierpiał i ciągle ją prosił, żeby go polubiła; aż kiedy zobaczył, że nic z tego nie będzie, wpadł w straszną złość. Do miasta pojechał, przed sądem i wielkimi urzędnikami zaskarżył, że Marcysia jest czarownicą. Wtenczas we wsi zrobiło się jak w piekle. Pozjeżdżali się sędziowie i urzędnicy wielcy i zaczęli nad Marcysią robić śledztwo. Wypytawszy się o wszystko, związali ręce i nogi Marcysi, położyli ją na wozie i zawieźli do miasta. Na środku rynku nałożyli dużo drzewa, a potem kat w czerwonej sukni Marcysię za włosy schwycił i w ogień rzucił. Marcysia paliła się w nim jak trzaska, okropnie jęcząc, a wszyscy się cieszyli, że tak ukarana jest czarownica, co duszę swą chrześcijańską złemu zaprzedała“.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Czarownica.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.