Wczoraj już Franka przybiegła do Pietrusi z wiadomością o chorobie Klemensa. Słowa Piotrowej przestraszyły ją bardzo.
— Czego chcecie, matko? — wyjąkała.
— Oj, ty niegodziwa, — wybuchnęła Piotrowa, — toś ty przez tyle lat chleb nasz jadła, tośmy ciebie, jak co dobrego, lubili, za co ty nam teraz syna otrułaś? Co?
Pietrusia rękami płasnęła.
— Ja wam syna otrułam? Ja?
— Coś ty jemu zrobiła? powiedz! — mówiła Piotrowa. — Jakie ziele tej dziewce dałaś, żeby ona go niem napoiła?
Pietrusi buchnęły ogniste rumieńce, załamała ręce i krzyknęła: — Ja? ja dałam ziele? — Wtem przypomniała sobie Frankę i zrozumiała słowa Piotrowej — strach przed okropnem oskarżeniem zatrząsł jej sercem.
— Aha! — krzyknęła Piotrowa, — nie przysięgniesz, żeś nie dała. No, kiedy tak, to odrób teraz, coś zrobiła! Kiedyś ty czarownica, to daj co takiego, coby mu truciznę z ciała wypędziło.
Pietrusia stała zdziwiona, nieruchoma, jak słup.
Wtedy Piotrowa, osunąwszy się przed nią na kolana i całując brzeg jej spódnicy, mówić zaczęła:
— Pietrusiu, ratuj ty go! Niech ten nasz gołąbek, ta nasza podpora na stare lata przy życiu zostanie! Odrób, coś zrobiła!
— O, mój Boże! — zawiodła Pietrusia, — co ja pocznę? nic nie dałam, nic nie zrobiłam, odrabiać nie mogę.
Piotrowa porwała się z klęczek i, potrząsając pięścią, przez zaciśnięte zęby mówiła:
— Poczekaj, poczekaj! będzie tobie kiedyś od ludzi za wszystkie nasze krzywdy! dyabeł, twój przyjaciel, nie wyratuje ciebie, kiedy na twoją głowę pomsta ludzka przyjdzie!
Wtem przypomniała sobie, że gdy ona tu kłóci się
Strona:Eliza Orzeszkowa - Czarownica.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.