— Rób, jak chcesz, ale kiepsko będzie, tak chrześcijańską duszę zaprzedawać nie godzi się — nauczał Jakób.
Szymon głowę podniósł.
— A szedłeś ty do pańskiego lasu drzewo kraść, kiedy śpichrz budować miałeś? Co?
— Oj ty, durniu! — krzyknął Jakób.
— Ty mnie od durniów nie przezywaj, słyszysz? Prawa nie masz; sameś dureń, a do tego i złodziej!
Zaczynali się kłócić, ale wtem oblała ich światłość, wychodząca z okien karczmy, koło której przechodzili.
— Zajdźmy — rzekł Szymon.
— Zajdźmy — zgodził się Jakób.
W izbie karczemnej z obu stron stoła siedzieli na ławach gospodarze poważni i stateczni i, pijąc wódkę, toczyli pomiędzy sobą rozmowę gwarliwą, ale poważną, o rzeczach, dotyczących interesów wsi. Więcej mówili, niż pili. Nie zwykli byli upijać się bez wesołej jakiejś okazyi, szanując w sobie dostojność gospodarzy zamożnych, ojców rodzin i urzędników gminy. W środku kompanii tej zasiadł Piotr Dziurdzia. Było także kilku dorosłych parobków i z pięć dziewczyn. W gromadce tej, która wybornie się bawiła, wiódł rej Klemens. Przed sześciu tygodniami wstał on z ciężkiej choroby i teraz był już zupełnie zdrów.
Nikt na Jakóba i Szymona uwagi nie zwrócił. Nikogo nie zaczepiając, chyłkiem przeszli karczemną izbę i weszli do drugiej, daleko mniejszej, będącej mieszkaniem arendarza i jego rodziny. Tam zapalczywie i głośno rozmawiać zaczęli z Żydem, który od obydwu, a szczególniej od Szymona, dopominał się o pieniężne swe należności. Nie przeszkodziło mu to jednakże dać im po parę kieliszków wódki, pilnie każdy kredą na drzwiach zapisując. Szymon wypił i z karczmy wyszedł. Szedł niepewnym krokiem ku domostwu kowala. Gdy stanął przed kuźnią, zdjęła go trwoga jakaś; gdyby był trzeźwy, byłby całkiem w tamtą stronę nie
Strona:Eliza Orzeszkowa - Czarownica.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.