ruszka. Pietrusia usiadła. Po dość długiem milczeniu babka zaczęła:
— Niema dla ciebie, dziecko, innego ratunku, tylko do Pana Boga udać się i Jego o świadectwo przed ludźmi prosić. Jutro Niepokalane Poczęcie Przenajświętszej Maryi Panny, odpust wielki w miasteczku. Narodu będzie chmara. Z Suchej Doliny gospodarze pojadą do kościoła i na targ. Do kościoła idź i ty, przed Panem Jezusem krzyżem leż, spowiadaj się i Komunią Przenajświętszą przyjm. Ludziom pokażesz, że nieprzyjaciółką Boską nie jesteś. Poznają, żeś ty nie taka, jak oni wymyślili.
— Zrobię, jak radzicie — odpowiedziała Pietrusia.
— Może i Michał pójdzie?
— Pewno nie pójdzie, bo do dworu musi iść — dużą robotę ma wziąć.
Tak rozmawiając, kobiety nie zwróciły uwagi na męskie kroki, które ozwały się za drzwiami. Kowal wszedł do izby. Na twarzy jego malował się smutek. Ciągle z ludźmi się widując, słyszał wszystko, co się tyczyło jego żony. Spojrzawszy na nią, rzekł:
— Oj, Pietrusiu, do czegoś ty teraz podobna? Włosy masz rozczochrane, oczy spuchnięte od płaczu. Co się tobie stało? Czegoś płakała?
Nic nie odpowiadając, odwróciła się do niego plecami. Obraziło go to widocznie, bo podniesionym i grubym głosem krzyknął:
— Czego tam stoisz z opuszczonemi rękoma, jak pani jaka? Dzieciom daj jeść! Co za matka z ciebie, żeby one, jak żebraki jakie, do północy głodne były.
I na te słowa, tak bolesne dla serca matki, nie odpowiedziała nic. Dopiero kiedy jedzenie dzieciom rozlała i spać je pokładła, podeszła do Michała, który na stole rozparty papierosy palił, i z płaczem przemówiła:
— Michałek!
Strona:Eliza Orzeszkowa - Czarownica.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.