którego wójt chciał kupić od sołtysa, i zaprowadziła do rozpraw o koniach w ogólności. Sprzeczki wójt przerywał zawsze, dolewając do szklanek miodu i z uprzejmą powagą przemawiając:
— Pijcie, panowie gromada, pijcie! Niech wam będzie na zdrowie, na szczęście!
Gospodarze mu na podziękowanie głowami skłaniali i zielonawe szklanki do ust nieśli.
Piotr z kolei częstował wójta i sąsiadów. Trunek zupełnie go rozmarzył. I Klemens pierwszy raz w życiu swojem był pijany, ale jeszcze dosyć przytomny. Zachciało mu się wracać do domu. Ojca za rękaw pociągnął.
— Idźmy do chaty, tatku, — prosząc, zapiszczał.
Piotr spojrzał na syna zadziwionemi jakby oczyma i z gniewem krzyknął:
— A ty chory byłeś, tylko co nie umarłeś. Dyabelska siła chorobę tę na ciebie nasłała.
Klemens splunął:
— Żeby ona świata nie widziała, ta, co mnie tej biedy narobiła! Jedźmy do domu, tatku!
Ciągnął ku drzwiom ojca. Przy samym progu ojciec i syn natknęli się na Szymona.
— A ty czego tu się jeszcze łajdaczysz? — krzyknął na krewnego Piotr, — do chaty tobie, bo ostatni grosz przepijesz.
— Już przepiłem, — odpowiedział Szymon.
Wychodząc, Piotr i Klemens wypchnęli przed sobą Szymona. Na placyku, okrytym jeszcze saniami, zobaczyli Stefana, który zabierał się do odjazdu. Szymon lazł także do sań swoich, mrucząc:
— Nie dała jędza pieniędzy, nie dała; żeby ona tego świata nie oglądała!
Troje sań Dziurdziów, z których pierwsze zajmowali Piotr z Klemensem, jednocześnie od karczmy odjechało i,
Strona:Eliza Orzeszkowa - Czarownica.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.