szał w obozie; z upału uczuć, który rozlał się po świecie i gorącym strumieniem wlewał się mu do piersi, z różnorodnych nadziei, które w tej piersi wygrywały radośne hejnały, z tej pięknej dziewczyny, która dziś o dnia brzasku żegnała go z trwogą serdeczną, ze swoich lat 25-ciu, z wielkiego koła tworów świeżych, wonnych, cichych, które go otaczało, gdy na swym ulubionym koniu wąską drożyną leśną jechał.
Są natury ludzkie podobne do wód stojących, które wszystko, co je otacza, odbiją w postaciach sennych, mdłych, nudnych, martwych, i takie, w których, jak w wartkich potokach, świat rozłamuje się na tysiąc świetlistych, barwistych obrazów, na tysiąc ognisk, tryskających promieniami i tęczami.
On miał naturę wartkiego potoku; świat tysiącem czarodziejskich widzeń odbijał się w jego silnej młodości i wrażliwem sercu, krzesząc w nich wesołość. Widzeń rozwiać i wesołości zgasić, życie czasu jeszcze nie miało.
Las w to letnie przedpołudnie cichy był i chodziły po nim tylko szmery lekkich wiatrów. Drożyna w długich zakrętach biegła pomiędzy leszczynami, z pośród których ciekawie wyglądały białe i żółte oczy kwiatów. O giętkie pręty leszczyny i jej chłodne liście ocierały się boki konia, który czasem wesoło parskał. Nad leszczynami, daleko wzwyż i wgłąb wzbijały się iglaste i liściaste drzewa. Żywica pachniała, ptaki szczebiotały pośród drzew.
Po głowie jeźdźca przewijał się różaniec my-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/101
Ta strona została skorygowana.
— 91 —