Przesunęła mi się o wczesnym poranku życia, jak sen złoty i krwawy, zniknęła. Po świecie rozlała się ciemność. W ciemności miałam duszę wiecznie utęsknioną i za słonecznemi, złotemi snami goniącą — po polach, nad któremi stały cisze głuche i hasały ponure wichry.
Chcesz okrucha, momentu, fragmentu tej wiosny. Dobrze. Posłuchaj!
Miałam lat dwadzieścia, lecz pomimo młodości tak wczesnej, dla przyczyn, które pomijam, bo z moją osobą tylko były w związku, wiedziałam o wszystkiem, co się dokoła działo, i nikt z niczego tajemnicy przede mną nie czynił. To tłómaczy, że w momencie owym znajdowałam się w tym domu i że byłam świadkiem sceny tej, o! bardzo uważnym i wzruszonym.
Dom był jednopiętrowy, obszerny, na biało otynkowany, mający przed sobą dziedziniec bardzo rozległy, a za sobą wysokie oparcie drzew ogrodowych. Wszystko, co otaczało dom ten i znajdowało się w jego wnętrzu, oznajmiało dostatek wielki i smak wykształcony. Pięknie tam było, zamożnie, wytwornie i dotąd spokojnie.
Ale teraz anioł spokoju z ziemi tej odleciał, i rozlało się po niej wrzenie głuche, bo tajemnicą okryte, tem namiętniejsze i tem tragiczniejsze. Było to wrzenie serc i głów w kotle niewoli, pod pokrywą tajemnicy.
W obszernem i ozdobnem wnętrzu domu toczy-