Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/121

Ta strona została skorygowana.
—   111   —

ła. Głowy ich okryte były czarnemi i ciemnemi włosy, a czapki deleko na zieloną trawę odrzucone, dwoma różnemi odcieniami czerwoności iskrzyły się w słonecznem świetle. I przeglądało się iskrą nieruchomą światło słoneczne w szkle martwych ich oczu...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·
IV.

Od dnia klęski, którą w lasach poleskich poniósł oddział pieszego i konnego wojska, od dnia, w którym wspólnie z kilku towarzyszami poległ w bitwie Apolek Karłowicki, a Aleksander Awicz do więzienia, znajdującego się w mieście najbliższem, przez resztkę pobitego wojska odwieziony został, kilka tygodni upłynęło.
Na świecie był już lipiec upalny i duszny. Na szerokie pola kładły się pod ścinającym je sierpem obfite zboża i płynęły szelesty złotej słomy. W rzekach, jeziorach, strumieniach leśnych i brodach łąkowych wysychały wody; nad złotemi polami, nad żółknącemi w upale łąkami, nad lasami, stojącemi w kamiennych ciszach, szerokie koła pod wyiskrzonem sklepieniem nieba zataczały uczące się latać bociany.
Trzypiętrowy gmach więzienny wznosił się nad niskiemi domkami miasteczka, jak wszystkie więzienne gmachy, ponury, nagi, zczerniały, zamknięty. U dołu jego, na dziedzińcach i na piętrach niższych rozlegały się czasem hałasy, krzyki, roz-