Otóż dwór razem z majątkiem uległ urzędowemu opisowi, który jest wstępem do konfiskaty. Kazano im stamtąd wyjechać. Syn jednej, a brat drugiej uwięziony, nie tutaj, gdzieindziej go powieźli, a one tam za nim jechać jeszcze nie mogą...
Teraz matka, mówiąc o synie, rozpłakała się, ale dwoje młodych patrzało na siebie z niebem w oczach.
Potem o partji, która rozproszyła się była, lecz wkrótce znowu zgromadziła się kędyś dalej, o uwięzionych i zabitych, o wątłych nadziejach, o okropnych trwogach, o całej tej tragedji przeraźliwej, której jednak echa do tych ścian nie przenikały.
Z dwu par oczu młodych i zakochanych, niebo szczęścia zniknęło, a powróciły do nich ponure trwogi i przeszywające żale ziemi, ze wszystkich ziem globu najnieszczęśliwszej.
Potem jeszcze: jak ci tu jest? co jadasz? jak sypiasz? czego ci trzeba? Może pozwolą przysłać! Może pozwolą znowu przyjść! Będą do miasteczka przyjeżdżały, będą prosiły... Jak się skończy? Boże miłosierny... jak się to wszystko skończy dla
niego, dla nich, dla wszystkich, dla sprawy?
I czas już ubiegł, ostrzegło o tem pukanie do drzwi dozorcy.
Wstali wszyscy troje z wąskiego zydla. Matka wzięła za rękę córkę i zlekka ją ku młodemu więźniowi przybliżając, drżącemi wargami mówiła:
— Oddaję ją tobie, Olesiu! Dotąd byłam przeciwną... bo pokrewieństwo bliskie, a małżeństwa pomiędzy krewnymi... podobno.... I jeszcze jedno:
Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/136
Ta strona została skorygowana.
— 126 —