którzy temu wszystkiemu byli winni i gdy sam jednak, w oficerskiem mieszkaniu swojem o nich myślał, zdawało mu się, że ich nienawidzi, że nimi, że ich głupotą gardzi, że z rozkoszą starłby ich z powierzchni ziemi. Ale trzeba było jednego tylko spotkania jednego widoku, jednej czasem o nich wieści zasłyszanej, bohaterskiej, lub tragicznej, aby znowu jakieś szatany drażniące i szarpiące do wnętrza jego wstąpiły. Pomiędzy szatanami temi odkrył raz jednego, któremu na imię: wstyd. Ani cienia pojęcia nie miał o tem, czegoby miał się wstydzić. Jednak ten to szatan właśnie wszystką krew rzucił mu do twarzy, gdy w czasie owej rewizji, w owym dworze, kobieta wdzięczna mu za zbawienie swych dzieci, zapytała go, jak się nazywa. Karłowicki!
Brzmienie tego nazwiska... Za nic w świecie nie zdołałby go wówczas głośno wymówić. A setnik kozacki z ironją na niego patrzał, lepiej może go rozumiejąc, niż on sam siebie!
Ani na chwilę już dnia tego nie odzyskał tej rubasznej i dobrodusznej wesołości, która niekiedy posępną twarz jego rozjaśniała! Bawił też krótko, ale przed odejściem zapytał jeszcze Aleksandra, czy ta piękna panna, która go dziś razem ze swą matką odwiedziła, jest jego narzeczoną?
— Dziś właśnie odbyły się ich zaręczyny.
— Dziś? gdzie? tu? jakto?
Awicza zdumienie jego rozśmieszało.
Cóż w tem dziwnego? Kochają się z sobą od dzieciństwa, ale dotąd matka sprzeciwiała się ich chęciom, z powodu pokrewieństwa i innych tam ja-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/142
Ta strona została skorygowana.
— 132 —