kę pchnęło Apolka, co w nią pchnęło nas wszystkich, jakie burze szaleją w piersi człowieka, deptanego stopą przemocy i jakie niepokonane zapały zrywają go z pod tej stopy, aby wyprostować się, głowę podnieść, ramiona wyprężyć i stać się z raba człowiekiem, człowiekiem wolnym... To są prawa natury, które w nas przemówiły, to wola Boga, który każdemu z ludzi i z narodów dał duszę osobną i wolną, to krzyk naszej duszy do świata, do ziemi, do nieba, że żyjemy i że żyjących nikt nie ma prawa wtrącić do mogiły. Zginiemy? dobrze, ale ten krzyk nasz, krwią i łzami ociekły, zostanie w powietrzu i tym, co po nas przyjdą, umrzeć nie da, i sennych zrywać będzie z puchowych pościeli, i stanie się snem czarnym i snem złotym narodu, i chłoszczącym go do wiecznej walki biczem, a wtedy dopiero przebrzmi, kiedy zwycięży — idea.
— Ale, czyś ty myślał kiedy, co to jest idea? Nie; ty mówisz: idee to głupost'. Więc nie rozumiesz tego, że idee to siła, potężniejsza od twojej piechoty i kawalerji, od twoich armat i sławnych jenerałów, bo wojsko ich to najlepsze ludzkie głowy i serca, a polem ich bitew, to wieki. Dziś pociskami armatniemi na proch starta, idea odrodzi się jutro i jej być musi prędzej czy później zwycięstwo ostateczne i ona jest rozumem wyższym nad cyfrę twojej armji, nad twoje petersburskie granity i malachity, nad twoje szyderstwa i gniewy — bo jest samą prawdą świata i Boga.
Upadł za zydel Aleksander zmęczony, wzruszony i szybko dyszała mu pierś wyszczuplała w
Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/149
Ta strona została skorygowana.
— 139 —