nie na szubienicę, to do katorgi musi pójść... jeżeli nie za przestępstwo swoje, to za hardość i zamkniętość, za to, że sędziów swoich źle dla siebie usposobił. Na to już nic ja poradzić nie mogę...
Nie był przyjacielem na wysokim postie stojący człowiek złym, był nawet człowiekiem wdzięcznym i litościwym.
Jedno jeszcze dla krewnego przyjaciela uczynić może. Uprosi członków komisji, aby go raz jeszcze przed sobą postawili i spróbowali, czy się nie upamięta, czy nie zmięknie, czy nie wyjawi różnych tam rzeczy, o które dotąd nadaremnie go zapytywali. Mogłoby to ich ułagodzić i nieco dla niego zjednać...
— Już ja tak zrobię, że on jeszcze raz do komisji wezwanym zostanie, a ty, Apolinar, popracuj nad nim, żeby spokorniał, zmiękł, wyjawił...
Podziękował oficer swemu wysoko postawionemu przyjacielowi za jego przyjaźń, za jego dobre chęci, ale długo mówić nie mógł, bo coś go za gardło chwytało i za czaszkę, tak że mowę i myśli miał zmącone. Tyle tylko, że jeszcze zapytał:
— Jak prędko nastąpić to może?
— Co?
— Nu, jak prędko będziecie wieszać? Żachnął się przyjaciel.
— Pamiłuj, Apolinar! czyż to ja?
— Nie, nie ty, nie ty, gałubczyk ale jak prędko?
Za tydzień, za dziesięć dni najdalej. W rozkazie stoi: rychło!
Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/154
Ta strona została skorygowana.
— 144 —