ściły, krok jej cięższy i powolniejszy był, niż zwykle.
Bóg jeden tylko wiedział, z jakiemi trudnościami, przeszkodami, troskami zdołała ona syna tego do szkół przygotować, w szkołach utrzymać, do stołecznego uniwersytetu wysłać. Parę razy ktoś z krewnych dopomógł nieco i oto za lat trzy Julek skończonym medykiem zostanie, a jakim będzie medykiem i jakim człowiekiem, to już ona jedna tylko wiedzieć mogła, która go najlepiej ze wszystkich ludzi znała i tyle już dziwów, o jego zdolnościach, o jego duszy, o jego przyszłości wyrobiła. W rojeniach tych zresztą, wcale nie wszystko było urojeniem i powszechne zdanie w okolicy panowało, że pani Teresie syn najstarszy dobrze się udał. W zimie, która tę wiosnę poprzedziła, sąsiedzi często słyszeli ją mawiającą.
— Oho! Niechno tylko Julek nauki skończy i na własnych nogach stanie, to już ja o przyszłość Janka, Olka, Brońci i Ludwinki spokojną będę. Choćbym i oczy zamknęła, choćby na Leszczynkę nieurodzaje i inne klęski spadły, on zginąć im nie da!
— A dlaczegóż to pani — ktoś raz zauważył — wszystkie dzieci wymieniając, o pannie Inie zapomina?
Na to pytanie radość na twarzy jej zgasła i oczy niespokojnie zaczynały migotać.
Inka! no cóż Inka! ośmnaście lat kończy, już dorosła...
— Za mąż rychło ją pani wyda, co?
Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/183
Ta strona została skorygowana.
— 173 —