Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/188

Ta strona została skorygowana.
—   178   —

Aż gdy wypuścił ją z objęć, ku drzwiom od kuchni skoczyła i krzyknęła:
— Teleżukowa! Daj maleńkim śniadanie.
I wnet do syna powróciła z ustami pełnemi zapytań.
— No, jakże masz się? Tydzień cię w domu nie było. Daleko jeździłeś? Skąd teraz przyjechałeś? Co się tam na szerokim świecie dzieje?
On ją kilka razy w obie ręce pocałował, poczem, na starej kanapce usiadłszy z miną uroczyście nastrojoną mówić począł.
— Uczynki miłosierne co do ciała: głodnego nakarmić, spragnionego napoić... a dopiero, gdy się tego dokona, przyjdą tamte, co do duszy: niewiedzącego uwiadomić, pytającemu odpowiedzieć...
— No, no, już rozumiem! Zaraz nakarmię i napoję! Oj ty, swawolniku mały!
I już ku drzwiom od kuchni śpieszyła, ale gdy około niego szła, za rękę ją pochwycił i z oczami ku niej podniesionemi, głosem zniżonym rzekł.
— A potem pójdziemy do pokoju mamy na rozmowę poważną. Mam do powiedzenia mamie coś bardzo ważnego...
Ona zbladła na twarzy i oczy jej zmąciły się, jak gdy kto kamień na wodę rzuci.
— Coś ważnego... powtórzyła szeptem.
Ale wnet uspokoiła się.
— Dobrze, pomówimy, tylko ci do zjedzenia cokolwiek przyniosę.
Sam pozostawszy, Julek z kanapki się zerwał i mały pokój szybko wzdłuż i wszerz przebiegać