Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/225

Ta strona została skorygowana.
—   215   —

nie, jak Boskie i ludzkie prawo. Kiedy... odejdę, mama będzie bardzo niespokojna, bardzo smutna... Razem ze mną odejdzie od niej najstarsze jej dziecko, już zupełnie dojrzałe, które już przyjacielem jej być mogło, pomocnikiem, a w potrzebie opiekować się nią i ją bronić... po mnie, ty przy niej zostaniesz... najstarsza... Moja Inko, przejmij się ty tą myślą, że pociechą, pomocą, a w razie... nieszczęścia jakiego... wsparciem i opieką jej być powinnaś...
Tu Inka mowę mu przerwała.
— O, Julku! ja kochać umiem, ja kochać pragnę, ja poświęcenie uwielbiam i u nóg mamy leżeć będę...
— Znowu deklamujesz! Któż tu o poświęceniu i o leżeniu u nóg mówi. To twój obowiązek, Inko. Bo pomyśl tylko, czem mama dla nas była... jak kochała nas, jak za nami przepadała... Gdyby nie jej praca, zabiegi, starania, bylibyśmy w nędzy i w ciemnocie pogrążeni... Ona to wyżywiła nas i wykształciła... Teraz Inko, w tem ciężkiem dla niej przejściu, ty jej choć w części wypłać się z długu wdzięczności. Nie o leżenie u nóg jej idzie, ale nie martw ją niczem, pomagaj jej, młodszemi dziećmi zajmij się... strzeż, aby jej nie martwiły... Szczególniej Janka i Olka... miej na oku...
W sieni za otwartemi drzwiami ozwało się wołanie p. Teresy.
— Dzieci! dzieci! Na obiad chodźcie!
Ale teraz Inka, przerywając mowę brata, z twarzą smutnie spuszczoną, mówiła.
— Mój Julku! ty nie rozumiesz mię, ty mię