Drzwi domu, na ganek prowadzącego ze stukiem się otworzyły i wypadła z nich p. Teresa, a za nią wyszedł Julek, który zatrzymał się przed siostrą, po rękę jej sięgnął, i tak mocno ją ścisnął, że aż trochę zabolało. Głębokiem przytem wejrzeniem w twarz jej patrzał, ale, ani jednego słowa nie wyrzekłszy, zbiegł z ganku, dopędzając matkę, która już przez dziedziniec gnała ku stajni, przed którą Teleżuk konia do małego wózka zaprzęgał. Gwiazdy na niebie świeciły...
Inka powoli do wnętrza domu weszła. Jakże inaczej, o! jakże inaczej pożegnanie z bratem sobie wyobrażała! Gdy przedtem na myśl jej przychodziło, że ono kiedyś nastąpi, niewiedzieć dlaczego przed wyobraźnią jej stawał rycerz z pękiem piór nad głową, który siostrę do piersi przyciskał, mówiąc do niej o jakichś rzeczach wzniosłych, poetycznych.
...A tu bez słowa, z tem tylko uściśnieniem ręki, takiem silnem, że aż pierścionek, który od Tosi Awiczówny w prezencie dostała, boląco jej w palec wpił się... I ten jednokonny, brzydki wózek z Teleżukiem w baraniej czapie na głowie...
Wózek z Teleżukiem w baraniej czapie na głowie za bramą już turkotał, pani Teresa od stajni do domu z powrotem gnała. W połowie dziedzińca nagle stanęła, uczuciem, które znała już nieco, ale któremu poddać się nie chciała, ogarnięta. Było to takie uczucie, jakby siła jakaś niewidzialna porywała ją i usiłowała o ziemię cisnąć. Zrywało się w niej pragnienie rzucenia się na ziemię, uderzenia o nią
Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/232
Ta strona została skorygowana.
— 222 —